PBF w realiach planety Relamii i zbliżającego się turnieju SOULSPECTRANÓW... Czyli łowców dusz.
Wylądowaliśmy i zeskoczyłam z jego pleców. Za mało, za słabe przeprosiny i racja. Poczekałam aż wróci do swojej postaci i stanęłam przed nim. O rany, jaki on wysoki. Mniejsza z tym, uklękłam i spuściłam głowę. Dziwnie się czułam, ale musiałam to zrobić, dla Alastora i siebie.
- Przepraszam, za to, że cię raniłam, ale nie dziw mi się. Pierwszy raz jestem całkowicie pod władzą kogoś mi obcego. Zawsze sama decydowałam z kim chcę walczyć i gdzie iść. Wybacz.
Offline
Administrator
- Dobrze... Wybaczam ci...
Podaje jej Naszyjnik z Alastorem.
- Teraz jego część... Niech nie zapomni o złożeniu mi deklaracji.
Offline
- On również powinien nas przeprosić, za zniewagę nas, Shano - powiedział Alastor. Zasłoniłam rękoma usta i nie wierzyłam. Alastor miał rację, a ja po prostu chciałam go odzyskać i robiłam wszystko co on każe.
- Alastorze, błagam cię - prosiłam, lecz ten mnie nie słuchał.
Offline
Administrator
- Alastorze... Nie rób głupstw... Jesteś zatwardziały... To prawda... Was uraziłem... Owszem... Ale wy gorzej łamiąc podstawowy mój dogmat... Za co powinieneś gnić w kamieniu dusz... Ale nie zrobiłem tego ze względu na prośbę Shany... Więc czekam.
Offline
- szantażem nie wymusisz na mnie posluszenstwa. Z Shana to zrobiłeś, bo czuje jej lęk, ale ze mną to ci nie pójdzie tak łatwo. - o rany. Bałam się i to bardzo.
- Alastorze, proszę! - blagalam go.
- Nie będę się mieszał, ale nie przeprosze
Offline
Administrator
- Skoro tak... To
Zabiera jej swoją mocą naszyjnik
- Jeżeli niedługo nie usłyszę przeprosin i deklaracji tego że nie będziesz ingerować w moje decyzje... Skończysz jak ci których zmieniasz w pochodnie...
Shano... Przekonaj swojego mistrza... Gdyż jak się nie ugnie to zginie tak jak sam kara innych.
Offline
- Ja... ja... nic nie mogę - spuściłam głowę i długie włosy zakryły mi twarz. Klęczałam na kolanach na ziemi. Cały świat zaczął mi wirować, nie wiedziałam, gdzie ja jestem, co mam zrobić i co jeszcze mnie czeka. Teraz się bałam, cała odwaga, którą do tej pory miałam, uciekła. Byłam tchórzem, najprawdziwszym tchórzem. Bałam się postawić, bo przegrałam. Przegrałam wolność daną mi przez Alastora i dopuściłam do takich problemów.
- Atecain! Nie masz serca?! - te słowa same wydarły mi się z płuc. Gwałtownie wstałam i pobiegłam ze łzami w oczach w głąb wioski. Co się ze mną porobiło?! Co ja w ogóle wyprawiam?! Gdzie ta stara Shana?! Znalazłam jakieś stare, duże drzewo. Weszłam na nie i ukryłam się w koronie drzew.
Offline
Administrator
Swoją mocą wyciągnął ją z kryjówki
- Skoro twój strażnik duchowy nie chce mnie przeprosić...
Rzucił jak szmatę owy naszyjnik.
- To niech sie nie wtrąca bo skończy jak reszta złych dusz które pojmałem... A teraz do dzieła... Mamy misje przed sobą.
Offline
- Puść mnie! Puść mnie! - wisiałam w powietrzu. Widziałam jak Atecain rzuca naszyjnik na ziemię. Nie wybaczę mu tego - Proszę! Puść mnie wreszcie! Puść!
Krzyczałam, lecz on był głuchy na me krzyki. Obudził się w nim potwór, albo ja go tak tylko widziałam. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego on, nazywając siebie bogiem, nie szanuje innych. Bóg powinien wybaczać i być miłosiernym. On taki nie był.
- Puść mnie wreszcie! Siłą mnie tam nie zaciągniesz! Alastorze! - na pewno swoimi krzykami zbudziłam duchy. Ale się bałam.
Offline
Administrator
- USPOKÓJ SIĘ DO CHOLERY!!!
Echo rozniosło się po całej okolicy
- Alastor należy do mej czarnej listy... I ja nie jestem miłosiernym i pobłażliwym bogiem... Kto dobrze do mnie tak ja do niego... Mimo tego i tak mnie Relamianie cenią... Gdyż złych karam okrutnie... A do nich jest Alastor... Znieważył mój majestat więc jemu należy się zniewaga, ból i cierpienie... I będzie to doznawał tak długo aż cofnie swoje obraźliwe słowa o mojej nieomylności... Tobie darowałem bo je cofnęłaś.
Offline
- Nie uspokoję się! Nienawidzisz ludzi i osób nie wierzących w ciebie! A nas w szczególności! Dopisz i mnie do swej chorej listy! Bo cię nienawidzę! Nie znoszę! - w końcu to powiedziałam, miałam gdzieś czy mnie zabije czy nie. Ale może w końcu puści na ziemię?
Offline
Administrator
Uśmiechnął się na jej słowa.
- Czy ja wyglądam na takiego który zabija swoich wybrańców? Nie mówisz tego poważnie co teraz mówisz... Mówisz to w emocjach...
Opuszcza ją na Ziemię.
- I nie próbuj uciekać... Bo zaraz ciebie tu ściągnę... Zaraz zacznie się twoja pierwsza misja.
Podnosi z Ziemi naszyjnik z Alastorem, Podaje jej go.
- Przyda ci się jego pomoc... Oj powinien się z tymi oportunistami dogadać... W końcu on i tamte duchy są takie same... Przez zatwardziałość skończą swoje życie... Pokonaj te duchy...
Podaje jej pięć kamieni dusz
- Każdy ma po trzy miejsca na dusze... A duchów jest 15... Do dzieła.
Offline
Upadłam na ziemię. Znowu czyta mi w myślach, a miał tego nie robić. Zacisnęłam dłonie w piąstki i wstałam.
- Dzięki - posłałam mu mordercze spojrzenie. Miałam ochotę znowu zwiać, ale tym razem gdzieś daleko i tak łatwo się nie dać złapać.
- Sama sobie potrafię go podnieść - wyrwałam mu naszyjnik i powiesiłam na szyi - Ciekawa jestem, czy taki sam odważny będziesz jak znowu wykorzystam moment.
Wzięłam te kamienie i uniosłam wysoko rękę ku górze. Wystrzelił z niej runiczny promień i momentalnie teren wokół stał się szkarłatny.
- Fuzetsu - powiedziałam głośno, tak aby on zrozumiał, że nie mam zamiaru ich niszczyć tylko zrobić pochodnie - Nie ważne, czy w emocjach, czy nie. Nie szanujesz nas i traktujesz jak niższa partia społeczeństwa.
Ruszyłam w głąb wioski z wyciągniętym mieczem w prawej dłoni.
Offline
Administrator
Dusze mieszkańców wioski zaczęły ją atakować wiedzione jej energią.
Offline
Rozpaliłam swój wewnętrzny ogień i starałam się je odgonić mieczem. Już? Tak od razu kamienie? No to świetnie. Uniosłam Kamień Dusz wysoko do góry i wypowiadałam zaklęcie. Od mojego ciała wystrzeliły runy tworząc strefę ochronną, a po chwili we wszystkich stworzeniach zaczęły się palić małe niebieskie płomyki.
- Sprawa załatwiona. Alastorze, możesz? - wróciłam! Tak! Naprawdę wróciłam! Moja tajemniczość i pewność siebie! Alastor uniósł się ku górze i widać było jak płomyki gasną, a energia zebrana przechodzi na mnie i mistrza.
Offline